Music

niedziela, 30 marca 2014

"Dlaczego mnie kochasz?"

* Z punktu Kendalla *

  Tak jak obiecałem, odwiedzaliśmy moją dziewczynę codziennie. Przynajmniej ja to robiłem, bo chłopaki czasami nie mogli. Ale nie było takiego dnia, w którym bym ją nie odwiedził. Po pierwsze, to nie wytrzymałbym jednego dnia bez Mariji. Byłem w niej po uszy zakochany. A po drugie, to było mi jej strasznie żal. Tyle się nacierpiała, a przecież była niewinna. Chciałem jej to wynagrodzić na wszelkie sposoby. Opiekowałem się nią kupowałem jej przeróżne prezenty. Chciałem aby wiedziała, że naprawdę ją kocham. Byłem w stanie zrobić dla niej dosłownie wszystko. 
  Dzisiaj również wybierałem się do mojej dziewczyny. Niestety sam, bo chłopaki mięli próbę do nowej piosenki. Ja oczywiście też miałem, ale udało mi się z tego wymigać. 
  Wszedłem do szpitala i jak zwykle udałem się na oddział , gdzie leżała moja dziewczyna. Wszedłem  do sali, ale nie zastałem tam Mariji. Postanowiłem zapytać jednej z pielęgniarek, gdzie jest dziewczyna. Dowiedziałem się, że wyszła na podwórko przed szpitalem. Od razu ruszyłem w kierunku wskazanym przez pielęgniarkę.

* Z punktu Mariji *

  Strasznie mi się nudziło w tym szpitalu. Czułam się już dobrze, ale lekarze nadal trzymali mnie na obserwacji. Ledwo wybłagałam na nich wyjście na dwór. Pewnie pozwolili mi tylko dlatego, żebym nie truła im więcej. Siedziałam sobie na ławce, gdy ktoś podszedł do mnie od tyłu i zakrył oczy.
-Kendall, wiem, że to ty.- odezwałam się.
-No cześć.- wyszczerzył się do mnie- Ładnie tak uciekać ze szpitala?
-Nie uciekłam.
-Nieee wcaaalee.
-Serio. Tylko na chwilę wyszłam.-
-Taaa jaasnee.
-Uwielbiasz się ze mną droczyc. Co nie?
-Ahaś.- uśmiechnął się do mnie. Wywróciłam oczami. Czasami nie zachowywał się jakby miał 24 lata.
-Tęskniłem wiesz?- zmienił nagle temat.
-Ja też.
-Ale ja bardziej.- znowu się ze mną droczył.- Strasznie nudno i pusto w domu bez ciebie.
-Nie wiedziałeś o moim istnieniu przez 19 lat i było dobrze.
-Ale teraz wiem i już nie jest dobrze, bo się od ciebie uzależniłem.
-Ooo. Słodki jesteś.
-Tak samo jak ty. Kocham cię.
-Ale ja ciebie bardziej.- zaśmiałam się.
-Nieprawda.
-Prawda
-Założysz się?- zapytał.
-Okej.- powiedziałam i w tedy Kendall wziął moją twarz w dłonie i namiętnie pocałował.
-Dobra wygrałeś- przyznałam.
-Ha! Wygrałem, więc ty musisz coś dla mnie zrobić.
-Co?
-Pocałować.- uśmiechnął się do mnie. Nigdy nie przepuścił by okazji, aby mnie pocałować. Zarzuciłam ręce na jego ramiona, a on objął mnie w talii. Po chwili nasze usta złączyły się w gorącym pocałunku. Było mi tak dobrze. Nie chciałam tego przerywać, ale wiedziałam, że muszę.
-Kendall?- zapytałam,kiedy skończyliśmy się obściskiwać.
-No?
-Dlaczego mnie kochasz?
-Co to za pytanie? Kocham cię i już.
-Powiedz. Proszę.
-Kocham cię za to jaką jesteś. A jesteś miła, słodka, nie chodzisz ze mną, tylko dla sławy, lub pieniędzy. Masz piękne usta, piękne oczy, piękne włosy. W ogóle cała jesteś piękna.
-Ja piękna?
-Oczywiście A co ty myślałaś?
- Nie wiem. Po prostu nigdy nie uważałam, że jestem piękna.
-Jak mogłaś??? Toż to zbrodnia. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na całym świecie.- uśmiechnęłam się. Nikt w życiu mnie nie kochał. Nawet rodzice. Zawsze czułam, że nie jestem im potrzebna. Nawet nie przejęli się tym, że o mało co nie zostałam zamordowana.
-Co się tak uśmiechasz?
-Po prostu nikt jeszcze nie mówił o mnie takich rzeczy.
-W takim razie postaram się nadrobić wszystkie zaległości.- powiedział i po raz trzeci w ciągu dziesięciu minut pocałował mnie. Ale ten pocałunek był inny niż wszystkie dotychczas. Był magiczny i zarazem tajemniczy. Skrywał jakiś sekret. Wydawało mi się, że Kendall ukrył w nim milość z całego świata. Niestety przerwał nam telefon Kendalla.
-No kurrrr...cze. W takim momencie?- narzekał, ale mimo wszystko odebrał.
-Halo?- zapytał- <chwila ciszy>. Ok. Niedługo będę.
-Co się stało?- zapytałam.
-Muszę już iść. Wybacz.
-Jak to?
-Logan dzwonił i powiedział, że szef się strasznie wkurzył za to że znowu nie było mnie na próbie.
-Dobrze leć. Ale przyjdziesz jutro?
-Oczywiście że przyjdę- odpowiedział i mocno mnie przytulił. Po chwili już go nie było. Znowu zostałam sama. Ale nie na długo.
-Cześć.- usłyszałam głos za mną. Odwróciłam się i ujrzałam Suzi, Antoinette i Nialla.
-Hej. Co wy tu robicie?- zapytałam.
-Przyszliśmy cię odwiedzić.- odpowiedziała Suzi.- Dowiedzieliśmy się od Kendalla, że miałaś wypadek.
-Można tak powiedzieć.
-Jak się czujesz?- zapytał Niall.
 -W sumie dobrze.
-Biedulka. Ja bym nie wytrzymała w szpitalu cały tydzień w dodatku sama jak palec.- wtrąciła się Antoinette.
-Trochę tu nudno, ale wiem, że muszę wyzdrowieć. W końcu o mało co ktoś mnie nie postrzelił.
-W sumie racja. Przynajmniej wiadomo kto ci to zrobił?
-Nie. Policja nadal szuka, ale nie ma na razie nawet rzadnych tropów.- wytłumaczyłam.- A co ty taki naburmuszony Niall?- spojrzałam na chłopaka.
-Rushers go wyśmiali.- wyjaśniła Suzi.
-Co?- zdziwiłam się.
-Przed szpitalem jest mnóstwo Rushers, bo się przyzwyczaili, że codziennie przychodzą do ciebie chłopaki z BTR. A że  Rushers nie lubią 1D, to poobrażali Nialla.
-Nie powinni tak robić. Przecież kolegujesz się z BTR. - zwróciłam się do chłopaka Antoinette.- Tak poza tym to się nie przejmuj. Ja cię lubię.
-Dzięki. - powiedział i przytulił mnie.
-Ej. Bo będę zazdrosna.
-Nie ma o co. Przecież wiesz że cię kocham.
-Oj wiem, wiem.- odpowiedziała moja przyjaciółka i oboje się pocałowali.
_______________________________________________
Jak wam się podoba nowy rozdział? Mnie nie bardzo, ale musiałam coś napisać. :P .
Całusy
Schmidt<3r :*







poniedziałek, 24 marca 2014

Więź rodzeństwa

  * Z punktu Mariji *
  
  Obudziłam się dopiero pod wieczór. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam jak podchodzą do mnie James, Logan i Carlos.
- O. Śpiąca królewna już się obudziła.- uśmiechnął się Henderson. Wszyscy byli w dobrych humorach. Wszyscy oprócz Jamesa. Ten był jakiś smutny i przygaszony.
-Cześć.- odpowiedziałam.
-Jak się czujesz?-zapytał z troską Carlos.- Bo nie wyglądasz najlepiej.
-W miarę, ale strasznie boli mnie głowa.
-Może zawołam lekarza?
-Nie. To tylko z przemęczenia.
-Potrzebujesz czegoś?- wtrącił się Logan
-Szklankę wody.- odparłam.
-Już przyniosę.
-Pójdę z tobą.- oznajmił Pena
-Dlaczego?
-Bo znając ciebie, na pewno się zgubisz.
-Ugh.- westchnął Henderson, ale obaj wyszli z sali. Zostałam sama z Jamesem. Przez chwilę panowała głucha cisza. W całej sali nikt się nie odzywał. W końcu postanowiłam to przerwać.
-Co się stało?- zapytałam widząc minę Jamesa.
-Przepraszam- wyjąkał
-Za co?- nie rozumiałam o co mu chodzi.
-To przeze mnie tu leżysz. Gdybym nie wyciągnął cię na ten cholerny spacer, to wszystko byłoby w porządku.- powiedział prawie płacząc. Nie wiem dlaczego, ale między nami była jakaś więź. Nie taka, jaka łączy zakochanych, ale taka jaka łączy rodzeństwo. Rozumieliśmy się bez słów. Zawsze, gdy miałam problem, to James m doradzał. Gdy miałam wypadek, to Maslow się najbardziej o mnie martwił.
-Ej. Nawet tak nie mów. Właśnie jestem ci wdzięczna, że tutaj leżę. Gdyby nie ty, to nie byłoby mnie tutaj, tylko...
-Nawet nie kończ tego zdania!- uśmiechnął  się James.
-O wiele bardziej wolę, jak mój idol się uśmiecha.
-Nie nazywaj mnie idolem.
-Dlaczego?
-Jesteś moją przyjaciółką.
-To nie zmienia faktu, że jesteś moim idolem.
-No dobrze. W ostateczności mogę być twoim idolem.- zaśmialiśmy się oboje.
-Co się tak uśmiechacie?- zapytał Logan podając mi szklankę wody.
-Dzięki. Gdzie Carlos?-zapytałam.
-Nie wiem. Chyba gdzieś się zapodział.- powiedział Henderson i wszyscy się zaśmialiśmy.
-Proszę o ciszę, o panowie opuszczą salę.- skarciła nas pielęgniarka.
-Przepraszamy. Będziemy już cicho.- odpowiedział James.
-Cześć.- przywitał się Kendall, który podszedł do nas.
-O. Kendall. Hej.- odparliśmy wszyscy. Schmidt pocałował mnie w policzek i usiadł na krześle, które stało obok mojego łóżka.
-Przywiozłem ci rzeczy.- powiedział pokazując mi moją torbę podróżną.
-Dziękuję.
-Dowiedziałeś się czegoś u tego lekarza?-  zapytał Logan.
-Tak. Mam dobre wieści. Jeżeli wszystko będzie dobrze, to za półtora tygodnia wypuszczą cię ze szpitala.
-Co? Za półtora tygodnia?- załamałam się.
-Nie martw się. Przecież musisz wyzdrowieć. Tak poza tym będziemy cię codziennie odwiedzać.- wyjaśnił Kendall i pocałował mnie, wkładając w to mnóstwo pasji, tak jakby chciał wynagrodzić mi to, że tak się nacierpiałam.
________________________________________________________________________________

  No. Wreszcie napisałam :) Na wstępie chciałam Was przeprosić że musieliście tak długo czekać, ale tak już niestety będzie, bo mam ostatnio dużo nauki :/ Po drugie chciałam przeprosić Martę Gadomską, która mówi, że piszę mało realistycznie. Ale musisz mnie zrozumieć, bo jest to mój pierwszy log i jeszcze się uczę, a Ty ( o ile się nie mylę) masz dwa blogi i to od jakiegoś czasu ;)
  Pomimo tej szarej i deszczowej pogody życzę Wam uśmiechu na twarzy ;) :)
  Buziaki :*
         Schmidt<3r



wtorek, 11 marca 2014

Cover Girl

* Z punktu Kendalla *

  Klęczałem pod drzwiami. Płakałem. Naprawdę płakałem. Zauważyłem przez szybę, jak lekarze przykrywają folią moją ukochaną. Po chwili ratownicy wyszli i w sali zostały tylko pielęgniarki. Sprzątały po akcji ratowniczej, która na nic się zdała. Poczułem, że podszedł do mnie Logan. Nie spojrzałem na niego, ale wiedziałem, że jest smutny. Prawie płakał. Nic nie powiedział, tylko położył rękę na moim ramieniu w taki sposób, jakby chciał wyssać ze mnie cały smutek. Po chwili z sali wybiegła przerażona pielęgniarka.
-Panie doktorze!- zawołała do lekarza, który szedł w baszą stronę.- Ta pacjentka, która została postrzelona... Jej serce... Jej serce bije.- natychmiast poderwałem się z podłogi. Spojrzałem na nieodłączone od Mariji EKG. Rzeczywiście. Linia byłą krzywa. Momentami szła do góry, a za chwilę ostro opadała w dół.
-Proszę szybko zdjąć z pacjentki folię i przygotować ją na operację.- odpowiedział natychmiast Dr. Stumb (tak miał napisane na plakietce, która była przyczepiona z przodu do fartucha.) Patrzyłem na całą akcję, wciąż ie wierząc w słowa pielęgniarki. Po trzech minutach lekarze prawie wybiegli z sali wioząc na łóżku moją dziewczynę.
  Siedzieliśmy jak na szpilkach przeszło dwie godziny. Było około północy, także prawie cały szpital wydawał się opustoszały. Nikt z nas nic nie mówił. Wreszcie po trzech godzinach tym razem same pielęgniarki przewiozły nieprzytomną Mariję na salę intensywnej terapii. Dr. Stumb zaprosił mnie do swojego gabinetu. Poszedłem za nim i usiadłem na wskazanym przez niego krześle.
-Co z nią?- zapytałem od razu, gdy lekarz usiadł za biurkiem.
-Pańska dziewczyna cudem przeżyła. Udało nam się wyjąć kulę z pleców panny Stone. Niestety kula drasnęła o kręgosłup i prawdopodobnie pańska dziewczyna będzie miała problemy z chodzeniem.
-Rozumiem. A można ją odwiedzić?
-W tej chwili nie. Panna Stone jest po bardzo ciężkiej operacji i przebywa jeszcze w śpiączce. Proszę przyjść jutro, ale nie obiecuje, że pacjentka się obudzi.-wyjaśnił Dr. Stumb.
-Dziękuję. Do widzenia.- pożegnałem się i poszedłem do chłopaków. Powiedziałem im wszystko. Nieco się rozweselili na myśl, że Mariji nic poważnego nie grozi. Poszliśmy na parking i wsiedliśmy do auta. Po dwudziestu minutach byliśmy w domu. Byliśmy strasznie zmęczeni,więc od razu poszliśmy do łóżek. Ja jednak do czwartej nad ranem nie mogłem zasnąć, a gdy już zasnąłem, to dręczyły mnie koszmary.
  Minęły już dwa tygodnie, a moja dziewczyna się nie obudziła. W mojej głowie układały się naj czarniejsze scenariusze. Straciłem nadzieję, że w ogóle kiedyś jeszcze będziemy się razem wygłupiać i przeżywać romantyczne chwile, jak dawniej. Popadłem w depresje. Prawie nic nie jadłem, podobnie jak James, który za wszystko obwiniał siebie. Jedynie Logan i Carlos jako tako się trzymali i starali się poprawiać nam humor jak tylko mogli. mówili, że Marija z tego wyjdzie, ale po ich głosie wiedziałem, że sami w to nie wieżą. Od tygodnia nie było gazety, która nie miałaby nagłówka typu: "Chłopcy z BTR pogrążeni w smutku. Czy to wina tej tajemniczej dziewczyny, z którą jeszcze niedawno widziano Kendalla?". Miałem ochotę kupić te wszystkie gazety i spalić na stosie. Głupi reporterzy. Nic nie rozumieją, a wtrącają się z cudze życie i potem wypisują głupoty. 
  Pewnego dnia, gdy właśnie jedliśmy obiad, zadzwonił do mnie telefon.
-Halo?- odebrałem
-Dzień dobry. Jestem doktor Stumb. Czy mogę rozmawiać z panem Kendallem Schmidtem?
-Przy telefonie- odpowiedziałem zdziwiony.
-Dzwonię z dobrymi wieściami. Panna Stone obudziła się jakąś godzinę temu.
-Czy można do niej przyjechać?
-Jak najbardziej.
-Dziękuję bardzo za poinformowanie. Do widzenia.- rozłączyłem się.
-Co jest?- zapytał Logan.
-Marija się obudziła- wykrzyknąłem uradowany.
-To na co czekamy? Jedziemy do szpitala.- zadecydował James, który ucieszył się chyba najbardziej z nas wszystkich. Po tych słowach wybiegliśmy z domu i ruszyliśmy Carlosa autem do szpitala. Wpadliśmy do kliniki, w której czekał na nas Dr. Stumb.
-Przepraszam, ale na razie zalecam, aby jeden z panów wszedł. Nie chcemy pacjentki przemęczać.- wyjaśnił lekarz. Chłopaki od razu zdecydowali, abym ja poszedł do Mariji.
Wszedłem do sali, w której leżała moja dziewczyna. Jak cudownie było widzieć ją przytomną.

* Z punktu Mariji *
 
-Wyjdź. Jak odejdziesz teraz będę mniej tęsknić.- odezwałam się, gdy tylko Kendall podszedł do mnie.
-Co? O co ci chodzi?- zdziwił się
-O to, że na pewno nie będziesz chciał chodzić z kaleką.
-Jaką kaleką?
-Nie udawaj. Już wiem, że będę miała problemy z chodzeniem.
-Po pierwsze, to PRAWDOPODOBNIE będziesz miała problemy, a po drugie, to ja cię nadal kocham.- powiedział siadając na łóżku, na którym leżałam.
-Naprawdę?- zapytałam.
-No jasne. Nigdy nie przestałem cię kochać, nawet jak leżałaś tu nieprzytomna. Jesteś dla mnie całym światem. Nie wiem jak mogłaś pomyśleć, że cię zostawię. Nigdy cię nie opuszczę, a już na pewno nie w takim momencie. Teraz potrzebujesz kogoś, by tobą opiekował. Możemy nawet zamieszkać razem. Kocham cię. Kocham i nigdy nie przestanę.
-Też cię kocham.- przytuliłam się do mojego chłopaka, a on zaczął  mi śpiewać Cover Girl. Poczułam się bezpieczna. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.
_______________________________________________________________________________

No. Wreszcie napisałam. Przepraszam, że musicie tyle czekać, ale mam teraz dużo nauki :) Musiałam ją ożywić, bo po ostatnim rozdziale moja BFF ciągle dręczyła mnie, że nie żyję. Też cię lubię Suzi :P Mam nadzieję, że się podobało i liczę na dużo komentarzy. Dla Was to może parę kliknięć, ale dla mnie jeden kom, to uśmiech na moich ustach :)
Buziaki :*
       Schmidt<3r


wtorek, 4 marca 2014

Bankiet

  * Z punktu Jamesa *

  Czasami to mam ochotę udusić swojego szefa. Ostatnio podpisał kontrakt na jakieś gadżety da nastolatek z naszymi podobiznami. Wystawił z tej okazji bankiet i miałem przyjść z jakąś dziewczyną, która "oceni" te rzeczy z punktu kobiety. Oczywiście miałem przyjść tylko ja, bo chłopakom udało się jakoś z tego wymigać. Mi się już niestety nie udało. No ale do rzeczy. Skąd ja wezmę dziewczynę? No tak mam przyjaciółkę Mariję, ale nie sądzę,by chciała iść na jakiś nudny bankiet. Ale zawsze warto spróbować.
-Marija. Nie chciałabyś iść ze mną dzisiaj wieczorem na bankiet?- zagadnąłem dziewczynę,gdy była u nas (to znaczy u Kendalla)- To nic szczególnego  tylko musiałabyś ocenić nasze nowe produkty dla nastolatek okiem dziewczyny.
-Jasne. Z chęcią pójdę.
-Naprawdę?. Dziękuję. Przyjadę po ciebie o szóstej wieczorem.- powiedziałem uradowany.
-To ja może już pójdę. Musze uszykować sobie jakąś ładną sukienkę.
-Odwieźć cię?- zapytał Kendall.
-Nie, dzięki. Koleżanka po mnie podjedzie, bo umówiłam się z nią.- odpowiedziała dziewczyna. Pożegnała się z nami i wyszła.
-Co tak na mnie patrzysz?- zdziwiłem się widząc wzrok Kenda.
-Już ty dobrze wiesz dlaczego. Nawet nie próbuj odbić mi dziewczyny.
-Odbiło ci? Jesteś moim kumplem. Nigdy bym ci tego nie zrobił.
-Tak tylko żartuje.- zaśmiał się.- Idę na spacer wziąć Foxa?
-Weź. Nie był dzisiaj na dworze.

* Z punktu Kendalla *

  Wziąłem smycz i wyszedłem z Foxem na spacer. Maluch bardzo się z tego ucieszył. Szedłem spokojną uliczką. W pewnym momencie natknąłem się na jakiegoś faceta. Stał na środku chodnika. Wyraźnie był zamyślony. Kiedy próbowałem go wyminąć zagrodził mi drogę.
-Chce przejść.- powiedziałem
-To masz problem. 
-O co ci chodzi?- zdziwiłem się.
-O to, że masz zostawić Mariję w spokoju.
-Co? Teraz ja z nią chodzę.
-W takim razie z nią zerwij. Jasne?- powiedział i odstąpił mi drogę.- To jeszcze nie koniec. 
-Lecz się człowieku.- odpowiedziałem przez ramię i ruszyłem przed siebie myśląc o tym co powiedział mi ten człowiek. Dlaczego miałem zostawić Marjię w spokoju? Kim był ten mężczyzna? Pogrążony w myślach doszedłem do domu. Była trzynasta. Carlos i Logan robili obiad, a James siedział na kanapie i grał w x-boxa. Usiadłem obok niego. 
-Co jest?- zapytał.
-Nic. Zamyśliłem się.
-A od kiedy ty myślisz?- dokuczał mi Maslow. Było to chyba jego ulubione zajęcie.Nie odgryzłem się, bo chłopaki zawołali  nas na obiad. Przy stole jak zwykle wygłupialiśmy się i zapomniałem o tym tajemniczym gościu. Ale jednak on o mnie nie zapomniał. Podczas jedzenia dostałem smsa od nieznanego numeru : "Zostaw ją, albo tego pożałujesz". Co to miało być? Ktoś robi sobie ze mnie żarty? A może to jacyś psychofani? Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. 

* Z punktu Jamesa *

  Po Mariję byłem o 17: 55. Czekała pod domem. Jak tylko mnie zobaczyła wsiadła do mojego auta i pojechaliśmy do studia. Mój szef Gryffin bardzo ucieszył się na mój widok. Gdy wszyscy przyszli, Marija i kilka innych dziewczyn oceniały produkty, które pokazywał im Gustavo. Wszystkie były (według dziewczyn) doskonałe. Po pokazie wszyscy zajęli się sobą.  Wniesiono przekąski i puszczono cicha muzykę w tle. Po godzinie wyszliśmy z sali i poszliśmy się przejść.
-Nie mówiłeś, że będzie tak nudno.- uśmiechnęła się Marija. 
-Bałem się, że się wystraszysz i nie będziesz chciała przyjść. 
-Spoko.- odpowiedziała i skręciliśmy, w oświetloną tylko dwiema latarniami, uliczkę. Spacerowaliśmy i śmialiśmy się dobre 20 minut, gdy nagle zza krzaków wyskoczył zamaskowany mężczyzna.
-Ręce do góry!- krzyknął kierując w nas pistoletem. Po chwili byliśmy otoczeni przez więcej takich facetów. Każdy z nich miał spluwę. Przeraziłem się nie na żarty. Marija prawe płakała i była cala roztrzęsiona. Próbowałem do niej podejść, lecz gdy zrobiłem dwa kroki w jej stronę, odezwał się mężczyzna, który wyskoczył jako pierwszy.
-Nie ruszaj się, a nic ci się nie stanie.- powiedział do mnie. Zaraz. Dlaczego TYLKO do mnie??? Po sekundzie usłyszałem strzał i wszyscy bandyci uciekli. Marija upadła na ziemię. Szybko uklęknąłem przy niej. Nie było widać żadnej rany. Odwróciłem ją na brzych i zobaczyłem jak z pleców strumieniami wypływa krew. Błyskawicznie zdjąłem z siebie marynarkę i próbowałem zatamować nią krew, jednocześnie dzwoniąc na pogotowie.
  Karetka przyjechała w niecałe pięć minut, a wraz z nią trzy radiowozy policyjne. Chciałem pojechać razem z dziewczyną do szpitala, ale jako świadek musiałem zostać przesłuchany. Policja wypytywała się mnie o mnóstwo rzeczy m.in. o to czy Marija ma rodzinę. Odpowiedziałem, że ma rodziców we Włoszech (kiedyś nam o tym wspominała) i chłopaka w LA. Podałem adres Kendalla. Był prawie jej rodziną, a rodziców dziewczyny trudno byłoby ściągnąć tutaj. 

* Z punktu Kendalla *

  Oglądałem z chłopakami TV, gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Otworzę.- oznajmił Carlos i wstał z kanapy. Po chwili zawoła mnie, twierdząc, że ktoś przyszedł do mnie. Razem z Loganem podszedłem do drzwi. Zaskoczyło mnie to, że w progu zastałem policjanta.
-W czym mogę pomóc?- zapytałem.
-Przyszedłem z niezbyt miłymi informacjami.
-Słucham?- powiedziałem lekko zdziwiony i zdenerwowany.
-Pańska dziewczyna została postrzelona dzisiaj o godzinie 20:37.- oznajmił funkcjonariusz. Serce mi stanęło i poczułem jak moja twarz robi się blada jak ściana. Jak to? Marija została postrzelona? Nagle przypomniałem sobie tego tajemniczego faceta i dziwnego smsa. A więc to o to chodziło. Tak miałem tego żałować.
-Gdzie ona teraz jest?- zapytał Carlos.
-Panna Marija Stone przebywa obecnie w szpitalu św. Teresy z Kalkuty. Mają panowie jeszcze jakieś pytania?
-Nie, dziękujemy- odpowiedział smutno Logan. Gdy tylko policjant wyszedł, wziąłem kluczyki od mojego auta. Chciałem natychmiast pojechać do szpitala, ale Pena mnie powstrzymał.
-Czekaj. Daj mi te klucze. Ja poprowadzę.-powiedział widząc w jakim stanie jestem. Bez słowa oddałem mu kluczyki i we trójkę wsiedliśmy do mojego samochodu.
  Na miejscu byliśmy po 10 minutach. Wpadliśmy do recepcji a zarazem poczekalni. Na jednym z krzeseł siedział James. Miał spuszczoną głowę i był bliski płaczu. Podszedłem do pierwszych dużych drzwi z szybą. Prowadziły do jakiejś sali. Zajrzałem przez szybę. Zauważyłem jak reanimują Mariję. Przyglądałem się temu wszystkiemu z przerażeniem.  To wszystko potoczyło się tak szybko. Miesiąc temu się poznaliśmy, a teraz moja dziewczyna walczy o życie w jakimś głupim szpitalu. Chciało mi się płakać a zarazem chciałem wykrzyczeć na cały świat jaki jestem zły. Po chwili lekarze przestali reanimować dziewczynę. Spojrzałem na EKG. Linia na maszynie była prosta. Upadłem na kolana przed salą. To był już koniec.

________________________________________________________________________________

Po pierwsze chciałam Wam podziękować za ponad 1000 wejść na mojego bloga. Jesteście kochani :*
Po drugie to mam pytanie. Podoba Wam się nowy wygląd bloga? Wiem, że często zmieniam ale jeżeli to Wam się podoba, to nie będę już zmieniała ;). Mam nadzieję, że podoba Wam się rozdział :)
Całusy
       Schmidt<3r